Ciemność. To było
ostatnie, co zobaczył. A może nie zobaczył? Przecież ciemności nie da się
zobaczyć… Chłopak obudził się. Nie otwierał oczu. Nadal patrzył na ‘czarne
płótno’, którym były jego powieki. Bał
się. Delikatnie się poruszył. Leżał na czymś średnio miękkim, co przypominało
mu łóżko. Poczuł znajomy zapach. Zapach, który ostatnio dość często czuł. Po
chwili go poznał. Tak, był to zapach szpitala. Zerwał się jak najszybciej i
otworzył oczy. Nie wstał, lecz zamiast
tego poczuł straszny ból przeszywający jego ciało.
Pielęgniarka od
razu wstała ze swojego krzesła.
- Jak się pan
czuje? – podeszła do niego sprawdzając aparaturę.
- Co się stało?
Gdzie ja jestem? – zapytał z bólem w głosie.
- Jest pan w
szpitalu. Miał pan wypadek.
- Że co? – nie pamiętał
nic. Ostatnie, co przychodziło mu do głowy to moment, kiedy wsiadł do
samochodu.
- Nie pamięta pan?
- Jechałem autem,
a później obudziłem się tu…
- Był pan pijany.
Zjechał pan z drogi i uderzył w drzewo. - wyjaśniła spokojnie pielęgniarka i
wcisnęła jakiś kolorowy przycisk. No tak, dla osób pracujących w szpitalu takie
przypadki jak wypadek Niall’a były normalnością.
- Czy jest tu ktoś
ze mną? – spytał z nadzieją w głosie, miał nadzieję, że ktoś bliski mu
towarzyszy.
- Em… nie. Jest
pan sam. A powinien ktoś być?
- Tak, moja
dziewczyna.
- To ta, co wyszła
na własne żądanie? – kobieta przypomniała sobie, że to właśnie jej wydawała
wypis.
- Chyba tak. Nie
wiem…- syknął, bo poczuł nasilający się ból głowy.
- Nie ma jej tu.
- Mogłaby pani po
nią zadzwonić?
- Tak, ale nie mam
numeru.
- Numer jest w
moim telefonie pod ‘Mój Największy Skarb’. – lekko się uśmiechnął.
- Musi pan ją
bardzo kochać… – uśmiechnęła się i zaczęła spisywać numer na kartkę.
- Tak, bardzo. –
cały czas się uśmiechał.
- Ma szczęście dziewczyna.
– posłała szczery uśmiech w stronę, niecierpliwiącego się blondyna, wyszła z
pomieszczenia i udała się zadzwonić.
- Halo?- kobieta o
blond włosach usłyszała lekko metaliczny, zachrypnięty dziewczęcy
głos.
- Dzień dobry,
Pani Margaret Richards?
- Tak to ja, a co
chodzi?
- Pani chłopak
jest w szpitalu. Miał wypadek.
- To nie jest mój
chłopak…- zmieszała się, próbowała ukryć to, że była zaskoczona tą wiadomością.
- On twierdzi
inaczej. Chce, aby pani teraz przy nim była.
- Em… ale mnie nie
ma w kraju.
- Rozumiem.
Przekażę mu. Do widzenia.
- Nie! Moment…
- Słucham?
- A mogę wiedzieć
jak on się czuje?- spytała niepewnie.
- Jest w dość
ciężkim stanie, ale dobrze kontaktuje.
- A mam prośbę.
Może mu pani powiedzieć, że nie dodzwoniła się do mnie?
- Nie wiem czy
mogę tak zrobić. Ja nie chce się wtrącać, ale chłopak naprawdę panią kocha i zależy mu na tym, by była pani teraz przy nim.
- Tak, ja to wiem,
ale mi naprawdę na tym zależy…- nalegała.
- Dobrze. Powiem,
że się nie dodzwoniłam. - pielęgniarka
uległa.
- Dziękuję pani
bardzo. Do widzenia.
- Do
widzenia.
Margaret
rozłączyła się, jako pierwsza. Kobieta schowała swój telefon do kieszeni
fartucha szpitalnego i weszła z powrotem do sali, w której znajdował się Horan.
- Rozmawiała pani
z nią?- spytał od razu, kiedy zobaczył jasnowłosą kobietę.
- Nie. Przykro mi,
ale pana dziewczyna nie odbiera. Jej numer nie odpowiada.
- Rozumiem, ale
spróbuje pani później?
- Tak, spróbuję –
uśmiechnęła się lekko i usiadła w kącie sali przy małym biurku.
- Dziękuję…
*Manchester*
Kiedy Megg
rozłączyła się, schowała komórkę do kieszeni swoich ulubionych spodni i zabrała
się za dalsze porządki w domu. Nie przejmowała się tym, że jest w ciąży. Nie
chciała żeby w domy pozostało cokolwiek, co należało do Harry’ego.
Dziewczyna właśnie
miała zamiar wynieść niewielkie pudło z rzeczami jej byłego, kiedy drzwi od
domu zaczęły się otwierać, a przerażona brunetka upuściła pudełko na podłogę,
wyczekując osoby, która wchodziła do domu.
- Margaret? – czarnowłosa
była niezwykle zdziwiona tym, co zobaczyła.
- Alex? – Megg
zamurowało, kompletnie nie spodziewała się teraz powrotu swojej siostry.
- Co? Co Ty tu
robisz?- nadal była zdziwiona. Nie uzyskała żadnej odpowiedzi. - Ty jesteś w ciąży? – spytała, kiedy przyjrzała
się swojej młodszej siostrze. Megg natychmiast zasłoniła brzuch dużym, rozciągniętym
swetrem i spuściła głowę. – Margaret?
- Wiem jak mam na
imię... – wybełkotała.
- Co się stało?
- Pamiętasz Harry’ego?
- Coś kojarzę.
Loki, tatuaże?
- Ta… to on.
Pamiętasz jak wróciłam kiedyś do domu z podbitym okiem?
- Pamiętam.
- To on. Jak wyjechałaś dużo się wydarzyło. On… on mnie
zgwałcił i później przyjechał tu jego kolega… ja myślałam, że on mnie kocha. –
Alex z wrażenia spadła torebka, którą miała na ramieniu.
- Dlaczego do mnie
nie zadzwoniłaś? Cokolwiek?
- Bo to jeszcze
nie koniec… Wiesz i ja z tym jego kolegą… i później Harry mnie porwał, a Demi mnie
uratowała i wyjechałam do niej do Londynu. - dziewczyna mówiła o tym wszystkim
tak otwarcie, jakby to już nic dla niej nie znaczyło. Słowa po prostu
wychodziły z jej ust mimowolnie. Czuła, że nie powinna od razu wszystkiego
mówić, lecz robiła to nieświadomie…- Tam
poznałam wspaniałego chłopaka. Ma na imię Niall. - dziewczyna wciąż patrzyła na
podłogę, była jakby w transie. Na myśl o blondynie, kąciki jej ust same, prawie
niewidocznie się uniosły.
- Też Cię
skrzywdził? – podeszła do niej, gładząc ją po ramieniu.
- Nie, on był
cudowny. To ja go skrzywdziłam.
- Skoro był
cudowny, to, dlaczego go skrzywdziłaś?- no tak, Alex jak zawsze musiała
powiedzieć to, co przychodziło jej na myśl. Bez zastanowienia.
- Bo byłam głupia,
a później się bałam… Harry’ego… On mi groził. Proszę przytul mnie i nie pytaj o
nic więcej. - poprosiła. Alex
przybliżyła się do niej i mocno przytuliła ją, uważając na brzuch. – Dziękuję,
brakowało mi tego.
- Poczekaj. –
odsunęła się od niej. Zdjęła kurtkę i zaprowadziła ją na kanapę, gdzie od razu
ją przytuliła.
- Tęskniłam za
Tobą…- szepnęła przez łzy mocniej wtulając się w starszą siostrę, w której aktualnie
czuła poparcie.
- Wiesz mała, że
ja też. – uśmiechnęła się lekko, całując ją w czubek głowy.
- Żałuję, że
poznałam Harry’ego.
- Jeśli chociaż
przez chwilę byłaś przy nim szczęśliwa, to tego nie żałuj…
- Byłam.
- To jak kochanie?
Co robimy z tym wszystkim?
- Zapominamy. –
uśmiechnęła się przez łzy.
- Chodziło mi o
dziecko i o tego… Niall’a?- spytała, bo nie była pewna, czy zapamiętała
właściwe imię.
- Nie chcę do tego
wracać. To zamknięty rozdział, a dziecko…chcę je urodzić.
- Poradzimy sobie.-
wsparła brunetkę.
- Pewnie, że tak.
Nie takie sytuacje się w życiu znosiło…- szepnęła, a po jej policzku spłynęła
następna, pojedyncza łza.
*około godziny piętnastej*
Margaret właśnie
była w trakcie uprzątania swojej sypialni. Miała już serdecznie dość tego, że
wszędzie znajdowała rzeczy, które należały do osoby, o której najbardziej
pragnęła zapomnieć. Nagle zaskoczył ją dźwięk nadchodzącej rozmowy…
- Tak? – odebrała
niemal natychmiast.
- Pani Margaret? To
znów ja, dzwonię ze szpitala.- brunetka usłyszała w słuchawce głos tej samej
kobiety, z którą rozmawiała jakiś czas temu.
- Tak, to ja.-
odrzekła zdziwiona.
- Pan Horan znów
kazał do pani zadzwonić…
- Po co?
- Dowiedział się,
że pani nie odebrała i kazał znów do pani zadzwonić.
- Proszę mu
powiedzieć, że zmieniłam numer i odebrała moja siostra…- westchnęła z
bezradności.
- Nie będę go
dłużej oszukiwać. To był ostatni raz. Do widzenia. – kobieta rozłączyła się.
*Londyn*
- I jak?- spytał
Niall, dosłownie siedząc jak na szpilkach.
- Pana dziewczyna
nie chcę z panem rozmawiać. Kazała powiedzieć, że zmieniła numer. – powiedziała
mu prawdę, bez zastanowienia.
- Że co? –
podniósł się i nagle poczuł mocny ból w klatce piersiowej, lecz ból mu nie przeszkadzał.
- Tak. Kazała tak
powiedzieć. –powtórzyła, Niall nie odezwał się. – Chce pan coś jeszcze?
- Nie, dziękuję,
chce być sam.- odrzekł krotko.
- Dobrze. Jakby
coś się działo to proszę wołać.- rzuciła szybko, wychodząc z sali.
Niall niemal od
razu, kiedy został sam w pomieszczeniu, sięgnął po swój telefon komórkowy i
szybko odszukał w nim właściwy numer.
- Halo?
- Demi…
- Tak, co jest?-
wystraszyła się, kiedy usłyszała ten charakterystyczny ton Horan’a.
- Słuchaj… Ja
jestem w szpitalu…
- Co? Co się
stało? – przeraziła się na samą myśl o tym, co mogło się wydarzyć.
- Miałem wypadek.
- Co? Ale
dlaczego?
- To nie jest
rozmowa na telefon…
- Dobra zaraz
będę.
- Dzięki… –
rozłączył się.
- Co się stało? –
zapytał Li, kiedy Dems zaczęła biegać po mieszkaniu.
- Niall jest w
szpitalu. Jadę do niego.
- Jadę z Tobą, ale
co się stało?
- Miał wypadek. -
odpowiedziała szybko blondynka.
- Jedźmy tam
szybko… Ej, a co jeśli spotkamy tam Megg? – jego mina nagle stała się mizerna.
- Nie obchodzi
mnie to!- wrzasnęła i nadal zajmowała się poszukiwaniem kluczyków od samochodu.
***
Chłopak
opowiedział im wszystko. Dosłownie, wszystko, ze szczegółami. On sam nadal nie
potrafił uwierzyć w to, że wszystko, co wydarzyło się poprzedniej nocy było
prawdą, a jaki to szok musiał być dla Liam’a i Dems, którzy dowiedzieli się o
tym dopiero teraz. Natłok informacji, które podawał Horan, przytłoczyły
dziewczynę. Blondynka spijała z ust Niall’a każde słowo. Słuchała go ‘z otwartą
buzią’. Nie spodziewałaby się tego po Margaret… Kiedy blondyn skończył swoją
opowieść, panna Harrison przez długą chwile analizowała wszystko od początku.
Dopiero po upływie kilku minut w sali rozbrzmiał jej cichy głos.
- Co masz zamiar
teraz zrobić?- spytała.
- Nie wiem…-
wzruszył bezradnie, ramionami.
- Nie możesz być
teraz sam. – zmierzyła go wzrokiem, mówiąc to, miała na myśli jego stan, po
wypadku.
- Wiem. Ale Megg
nie chce mnie znać! Pielęgniarce kazała powiedzieć, że zmieniła numer...
- Może… To, to już
wszystko skończone... – powiedziała z trudem.
- Ale ja nie chcę,
żeby to wszystko się skończyło! Ja ją kocham, a ona udaje, że nic do mnie nie
czuje!
- Skąd masz tą
pewność?
- Bo powiedziała
mi, że mnie nie kocha. Kłamała.- ujął z przekonaniem.
- To musisz o nią
walczyć. Jak już będziesz się dobrze czuł, musisz do niej polecieć…
- Powiedziała, że
mam zostać, że nie chce mnie znać.- narzekał.
- Skoro wiesz, że
kłamała to…
- Wiem. Pojadę
tam. Muszę ją odzyskać!
- Nareszcie. –
uśmiechnęła się lekko, odgarniając niesforne kosmyki włosów.
- Ale… ja nie wiem
gdzie ona mieszka. - podrapał się bezradnie po głowie.
- Ale ja wiem, nie
bój się. Pomogę Ci. Chcę żebyś był szczęśliwy. – złapała go za dłoń.
- Ale jak na razie
nie jestem, bo nie wiem co się z nią dzieje…- jęknął i oparł głowę o twardą
poduszkę.
- Ale będziesz,
zobaczysz… – oboje się uśmiechnęli. – Upiłeś się prawda?
- Tak.
- Widać.
- Wiem.- jęknął z
uśmiechem, w który był wplątany grymas.
- Ja muszę iść na
chwilę do toalety... – powiedziała po chwili i szybko wyszła.
Kiedy była w
toalecie, szybko nadrukowała krótkiego sms-a i wysłała go do panny Richards.
Od Dems: ‘Gdzie jesteś i co się z Tobą dzieje? Jak się
czujesz? Tyle chcę wiedzieć.’
Dosłownie po
niecałej minucie, dostała treściwą odpowiedź…
Od Megg: ‘Czuję się dobrze. Zresztą jak
zawsze. Jestem w Manchesterze, w domu.’
Zadowolona z
siebie blondynka natychmiast wróciła do sali. Kiedy zauważyła, że jej
ukochanego nie ma w środku, od razu zdenerwowała się.
- Jestem. Gdzie
Li?- spytała, a w odpowiedzi dostała tylko wzruszenie ramion Horan’a. - Nie
mówił gdzie wyszedł?- chłopak pokiwał przecząco głową. - Może to i dobrze.
Patrz. – podeszła do blondyna i podała mu swój telefon, pokazała mu rozmowę z
Megg.
- Po co do niej
pisałaś?
- Bo nie
wiedziałeś co się z nią dzieje. Chciałam Cię, chociaż trochę uspokoić.
- Jest w domu.
Chociaż tyle dobrze…- szepnął, kiedy skończył czytać.
- I czuje się
dobrze. Przynajmniej fizycznie.
- No właśnie.
Fizycznie. Wiesz, jaka ona jest…
- Wiem, Niall.
Wiem. – westchnęła. – Słuchaj ja pójdę poszukać Li. Pewnie dalej jest na mnie
wściekły. Powiedziałam mu, że Megg to już zamknięty temat…
- Ej…Dems…-
uśmiechnął się. – Pierścionek? – spoglądnął na mały brylancik.
- Tak. –
uśmiechnęła się.
- Gratuluję - na
jego twarzy pojawił się szczery uśmiech.
Kroki Dems stawały
się coraz szybsze. Biegała po całym szpitalu, tylko po to by znaleźć swojego
narzeczonego. W środku go nie znalazła, więc stwierdziła, że najwyższy czas
wyjść na świeże powietrze. Kiedy zauważyła Liam’a, opierającego się o jedną z
niewysokich barierek, od razu krzyknęła jego imię.
- LI!
- Co?- nawet nie
odwrócił się w jej stronę.
- Czemu wyszedłeś?
- Bo chciałem
odpocząć.
- Od czego?
- Od tematu Megg. -
wyjaśnił, chociaż wiedział, że było to oczywiste zarówno dla niego, jak i dla
Dems.
- Li przepraszam,
ale widzisz, w jakim stanie jest Niall. Chciałam mu tylko pomóc.
- Wiem, rozumiem.
Możemy już iść? Nie chcę więcej o tym słyszeć.
- Dobrze,
przepraszam. – przytuliła go ze skruchą.
Chłopak przytulił
ją do siebie mocno, złapał ją za rękę tak, że palcem dotykał jej pierścionka.
Przez całą drogę do domu bawił się nim, zsuwając go z palca dziewczyny i z
powrotem wsuwając go na niego.
- Słuchaj, ja
przepraszam. - zaczęła, kiedy byli już w domu.- Obiecałam Ci już nie raz, że
temat Megg jest zamknięty, ale ja… ja nie potrafię dotrzymać tej obietnicy. –
spuściła głowę.
- Wiem, ale nie
wiem, dlaczego wciąż się nią przejmujesz?
- Sama chciałabym
to wiedzieć. –unikała kontaktu wzrokowego.
- Dems. Popatrz na
mnie! Ja rozumiem, że nie potrafisz przestać o niej myśleć… Długo się
przyjaźniłyście, ale… ona okłamuje nas wszystkich. Nadal…
- Ja to wiem. –
popatrzyła na niego.
- Więc zrozum, że
ona nie jest wobec nas szczera.
- Ale ja chcę od
niej to wszystko wyciągnąć…
- Po co?
- Po prostu chcę. Ja
nie mogę zmarnować takiej przyjaźni…
- Takiej? Jakiej?
Opartej na kłamstwie?
- Nie mów tak…
- Ale taka jest
prawda, Demi. Jeśli Megg naprawdę by Ci ufała i byłaby Twoją PRAWDZIWĄ
przyjaciółką to nic by przed Tobą nie ukrywała!
- Nie chcę się z
Tobą kłócić. Nie chcę o tym z Tobą rozmawiać, ale jak widać Ty nie potrafisz
odpuścić… – udała się do pokoju, zostawiając Liam’a.
- Demi… - ruszył
za nią. – Dems przepraszam. Już nie będę. Po prostu ta sytuacja mnie już
denerwuje. Przepraszam…- powtórzył.
- Rozumiem. –
przytuliła się do niego, na pojednanie, tak jak to miała w zwyczaju. – Ale
pozwolisz, że ja tą sprawę rozwiążę sama.
- Dobrze. Nie będę
się wtrącał w sprawy Twoje i Megg.
- Dziękuję. –
uśmiechnęła się. Chłopak przytulił ją jeszcze mocniej. – Nie puszczaj mnie już
nigdy.
Li pocałował ją w
głowę, nic nie odpowiadając. Dems zaczęła bujać się tak, że oboje upadli na
łóżku. Chciała rozluźnić atmosferę, więc zaczęła się śmiać.
- Wiesz… Nie
rozmawiajmy już o tym. Ten temat jest między nami skończony, dobrze?
- Dobrze, ale
tylko między nami. – uprzedziła i uśmiechnęła się.
Demi delikatnie włożyła
dłonie pod jego koszulkę, mocniej zaciskając je na plecach. Li nadal się
uśmiechał. Lekko zaczęła drapać je swoimi dłuższymi paznokciami. Brunet przybliżył
się do Demi bardziej i delikatnie przegryzł płatek jej ucha, uśmiechnął się i
zaczął delikatnie szeptać jej słodkie słówka i całować po szyi. Dems uśmiechała
się szeroko.
– Em… Wiesz, że
nie…
- Wiem. – oderwał
się od niej.
- Ale nie musisz
przerywać...
- Do niczego nie
dojdzie... – pocałował ją za uchem, w szyję, lekko odsłonił jej bluzkę, zniżył
się i pocałował w brzuch, przy każdym spotkaniu jego ust z jej ciałem uśmiechał
się.
- Nie rozpędzaj
się. – lekko się uśmiechnęła.
- Przepraszam. Już
nie będę.– pocałował ją w usta.
- Chodź się
przytul. – rozłożyła ręce. Li wpadł w jej ramiona z wielkim ‘bananem na twarzy’.
Zaczęła go przytulać coraz mocniej i mocniej.
- To co dzisiaj
robimy?
- Może posiedzimy
w ogródku? Odpoczniemy? Albo… przecież kupiłeś balsam. – zaśmiała się.
- Tak naprawdę to
go nie kupiłem. – mruknął ze śmiechem.
- Mam w łazience
ze trzy…- mówiła zachęcająco.
- Oh… to, na co
czekasz?
- Już idę. –
wstała i przyniosła je wszystkie. – To co chcesz? Masło kakaowe? Balsam
brzoskwiniowy, czy waniliowy? – zaśmiała się.
- A co Ty chcesz?
- Masło
czekoladowe.
- Siadaj.– wziął
je do ręki. Dems posłusznie się położyła. Li zaśmiał się i pomału zaczął
ściągać z niej spodnie. Dems nagle poczuła, że jej dolna część bielizny również
się zsuwa. Zaczęła się śmiać i złapała za nią.
- Ej! Majtek nie
musisz ściągać!
- No dobrze... – mruknął.
Blondynka przeszyła go morderczym wzrokiem. – Będę grzeczny...
- Mam nadzieję. –
podparła się na łokciach. Chłopak wziął na rękę masło i zaczął delikatnie
smarować nogi Dems. Ona zaczęła się śmiać.
- O co Ci znowu chodzi?
- Nic, nic. –
ciągle się chichrała.
Li westchnął
głęboko i nadal smarował jej nogi długimi, kolistymi ruchami. Dziewczyna powoli
przestawała się śmiać… Chłopak robił to coraz delikatniej. Ułożyła się wygodnie
i zamknęła oczy. Payne nałożył następną porcję masła na ręce i smarował jej
nogi wolno i długo. Na twarzy Dems pojawił się mały, skromny uśmiech. Li
smarując, ‘jechał’ dłońmi coraz wyżej, Dems uśmiechała się coraz bardziej.
Brunet jeździł dłońmi po jej udach, dziewczynie podobało się to coraz bardziej,
na jej ciele pojawiła się gęsia skórka i przeszły ją ciarki. Delikatnie
pocałował ją w udo, a ona delikatnie otworzyła oczy i popatrzyła na niego. Li
wisiał nad nią. Złożył na jej nodze drugi pocałunek, podniósł się i powoli
zaczął zdejmować jej bluzkę…
- Li…nie…-
szepnęła. Liam popatrzył na nią zdziwionym wzrokiem. – Chodzi mi o brzuch… -
Westchnął i kiwnął głową, co miało oznaczać, że rozumie. – Przepraszam.
- Nie przepraszaj,
kochanie. Wiem, że na razie nie chcesz. – uśmiechnął się do niej pokrzepiająco
i złapał ją za dłoń.
- Chce, ale nie
mogę. I szwy… Ehh, nie czuję się z nimi za dobrze.
- Wiem, wiem. Shh…
- przytulił ją do siebie. – Wiem.
- Gdzie są moje
spodnie? – lekko się uśmiechnęła. Podniósł się i podał jej spodnie. – Dziękuję.
– wstała i zaczęła się ubierać. Chłopak cały czas na nią patrzył. – Co się tak
patrzysz? – zaśmiała się zapinając guzik.
- Nic, nic. Po
prostu wiem, że moja narzeczona jest najpiękniejsza na świecie.
- Tak, tak. –
schyliła się i pocałowała go. – Idziemy coś zjeść?
- Jasne. – wstał
przytulając ją. Już po chwili oboje byli w kuchni.
- Ja zjem sałatkę.
– zaczęła wyciągać potrzebne składniki. Li popatrzył na nią i zaśmiał się. –
Jeszcze nie jesteśmy po ślubie.
- Ale chyba razem
jeść możemy?
- Możemy, ale Ty
nie jesz sałatek. – zaśmiała się.
- Ale dzisiaj
zrobię wyjątek…
- Spoko… – zaczęła
ją przyrządzać. Po kilku minutach zaczęła się denerwować przez to, że Li cały
czas tylko na nią patrzył. – Może byś mi pomógł?! - wskazała na niego nożem.
- A co mam zrobić?-
był wyraźnie rozbawiony tym, że blondynka jest zezłoszczona.
- Pokrój tego
kurczaka, a później ugotuj go na parze z brokułami, które trzeba wyciągnąć z
zamrażarki!
- No już, już. –
zaśmiał się. Wstał, pocałował ją czule i wziął się do roboty. Po niecałej
godzinie, którą Liam spędził głównie na denerwowaniu Dems i obijaniu się,
sałatka była gotowa.
- I jak? Smakuje?
– zapytała Dems, kiedy Li wziął do ust pierwszy kęs.
- Wiesz. Nigdy nie
jadłem sałatek, ale ta jest pyszna!
- Nigdy?!
- Nigdy. Jakoś nie
przepadałem…
- To teraz będziesz
jadł, bo ja się odchudzam. – oznajmiła poważnie.
- Ale po co to
robisz?
- Bo jestem gruba!
- Nie jesteś!
- Jestem i nie
kłóć się ze mną.– nadal była całkowicie poważna.
- Nie kłócę się,
bo nie muszę. Wiem swoje. Nie jesteś gruba.
- Jestem i jak
tylko wszystko będzie dobrze z brzuchem, to zaczynam ćwiczyć i będę piękna i
zdrowa!– Li nic już nie powiedział, tylko podniósł ręce w geście poddania.
Blondynka zaśmiała się i jadła dalej.
***
Witajcie kochani! Jak minął wam ten tydzień? Mamy nadzieję, że u was wszystko dobrze :)
Rozdział jest dość...hmm...obszerny. Piszcie co o nim sądzicie.
Przepraszamy za błędy.
Pytania:
1. Jakie będą dalsze plany Nialla?
2. Czy Megg zacznie nowe życie ze straszą siostrą, Alex?
3. Czy Demi nadal będzie dążyć, aby poznać prawdę o Megg?
Czekamy na wasze odpowiedzi i komentarze. Wystarczy zwykłe 'czytam'. Naprawdę tylko tyle. Jednak prosimy abyście się podpisywali, bo jest dość dużo anonimków, a to tak jakby 'pomogło' by nam :)
Już dawno nie zapraszałyśmy Was na naszego aska także...
ZAPRASZAMY! KLIK
Czekamy na Was! ♥
Widzimy się za tydzień!
Wasze Dems i Megg.
i dziękujemy za ponad 20 tysięcy wejść! ♥